Gdyby ich nie było polska muzyka rozrywkowa, - ze swoimi akcentami folkowymi, obyczajowymi, religijnymi i uczuciowymi - byłaby uboższa. Nie ma chyba nikogo w Kraju nad Wisłą, kto nie kochałby tych uzdolnionych muzycznie facetów. Oni mają w sobie dobroć i wrażliwość. I taką okazywali „prześlicznej wiolonczelistce” i Janowi Pawłowi II, wszystkim zakochanym a także polskim pejzażom.
Zespół „Skaldowie” obchodzi półwiecze swojej aktywnej działalności estradowej. Jestem przekonany, że przez kolejne dziesięciolecia członkowie zespołu będą nadal z nami. Wtedy, gdy kochamy i jesteśmy kochani, wtedy, gdy dopada nas krotochwila, także wówczas gdy będziemy wzmacniać naszą tożsamość z Polską.
Piszący te słowa doskonale pamięta entuzjazm, jaki wywołał przed paroma laty koncert , powstałego w 1965 roku rockowego zespołu,
na Stadionie Szkolnym w Jarosławiu. Wówczas zagrał z zespołem także wybitny perkusista Jan Budziaszek, nota bene członek formacji. Zaśpiewała także, piękna
i sympatyczna córka Jacka Zielińskiego Gabriela.
W jednym z wywiadów dla „Głosu Wielkopolskiego” Jacek Zieliński powiedział: W naszym zespole - obok starej gwardii - występuje drugie pokolenie. Śpiewa
z nami moja córka Gabrysia, a w "Moim Betlejem" na gitarze gra mój syn Boguś. Natomiast na stałe nie współpracujemy
z żadnym z młodych wykonawców, chociaż zdarza się, że sporadycznie z kimś występujemy. Dwa lata temu w Opolu śpiewaliśmy z Reni Jusis. Wydaje mi się, że Seweryn w momencie gdy odszedł od Czerwonych Gitar, stał się wielkim samotnikiem i być może potrzebował kogoś, z kim będzie mógł teraz działać. My jesteśmy cały czas razem, więc na razie nie odczuwamy takiej potrzeby. (…) Gramy, gramy… Wówczas przedstawiamy przede wszystkim nasze starsze przeboje, bo publiczność tego się domaga, ale zawsze przemycamy też coś nowego. Oczywiście nie gramy tyle koncertów co dawniej, bo na topie są inne, młodsze zespoły
i wokaliści. To ich czas, więc oni są eksploatowani. A my spokojnie i - mam nadzieję - jeszcze kilka dobrych lat pogramy.
Z okazji jubileuszu Skaldowie dali kilka okolicznościowych koncertów. Jeden z nich odbył się w podkrakowskim Gdowie – w miejscu urodzenia Andrzeja Zielińskiego - kompozytora niemal całego repertuaru legendarnej i wciąż pełnej temperamentu grupy.
W telewizji w minioną niedzielę usłyszałem taką oto konstatację: „Skaldowie” wspięli się na szczyt raz. I tam już pozostali. I niech to na dzień dzisiejszy wystarczy.
HENRYK GRYMUZA