21 listopada obchodzony jest Światowy Dzień Życzliwości. W kalendarium nietypowych i oryginalnych świąt to akurat ma szczególną wymowę. Życzliwość jest dzisiaj w pewnym sensie deficytem. Występuje ów deficyt na określonym poziomie w domu, środowisku pracy, polityce i szeroko rozumianej sferze publicznej.
Życzliwość to szerokie spektrum zachowań. Tych werbalnych i pozawerbalnych. Najbardziej ranią słowa. Co zatem może zrównoważyć zło, a nawet je zmajoryzować ? Na pewno uśmiech, dobry gest, czasem refleksja nad tym, co złe jest w nas samych. W Internecie przeczytałem niedawno takie oto zdanie: Częstotliwość uśmiechów jest miarą życzliwości... Zatem uśmiechajmy się do siebie. Do sąsiadów, przechodniów. Do ludzi spotykanych na ulicy…
Na zakończenie tej syntetycznej refleksji pragnę przytoczyć słowa ks. Józefa Tischnera. To on nauczył nas radować się z istnienia innych ludzi. Napisał kiedyś: Wiele w życiu musimy. Ale nie musimy czynić zła. A jeśli jakaś siła, jakiś strach, zmusza nas do czynienia zła, to nie zmusi nas do tego, byśmy tego zła chcieli. Tym bardziej nie zmusi nas do tego, abyśmy trwali w tym chceniu. W każdej chwili możemy wznieść się ponad siebie i zacząć wszystko od nowa.
Zatem – wznieśmy się ponad siebie, ponad utarte schematy i nawyki. Ponad zazdrość i nienawiść. W chwilach takich jak ostatni dramat nad Sekwaną potrafimy emanować życzliwością. Niechaj taka postawa stanie się codzienną naszą praktyką. To będzie trudne, ale spróbować warto…
HENRYK GRYMUZA