„Zapomnieć ludzi, a bywać u osób….” *
Każdego dnia życie wprowadza nas w nieznane. Tłumy ludzi, interferencja zdarzeń, medialny szum… Ziemia płaska niejako, a ponad głowami błękit Nieba, z którego wydobywa się światło nadziei. Na to, że świat odzyska swoją tożsamość dzięki człowieczeństwu. Na to, że ideologie nasycone deficytem prawdy i dobroci zostaną delegowane na miejsca oddalone od ludzkich pragnień radości, miłości
i szczęścia. To być może truizm, ale jakże inaczej zdefiniować powołanie człowieka do… bycia człowiekiem ?
W konfrontacji zbiorowej mądrości rodzaju ludzkiego z indywidualnymi i środowiskowymi poglądami i postawami trudno jednoznacznie stwierdzić, czy człowiek XXI wieku wyzwoli w sobie motywację do układania harmonii z otoczeniem społecznym
i przyrodniczym z pierwiastków, które wpisały się w jego nawyki, upodobania, zależności, stylistykę myślenia, a nade wszystko
w jakość istnienia ?
Społeczne interakcje przyjmują różne formy. U tych co wierzą i u tych co nie wierzą. U tych, którzy zapoczątkowali dojrzewanie do mądrości i u tych, którzy mądrość postrzegają na swój sposób. Porobiło się coś w ludzkiej strukturze psychicznej i etycznej. Oj porobiło…Totalna zazdrość często kojarzona z nienawiścią. Rozmodlenie przed ołtarzem zamienione na stereotypy zachowań tuż po wyjściu z kościoła. Komplementowanie w sytuacji spodziewanych korzyści i niszczenie wizerunku bliskich, przyjaciół i ludzi
z najbliższego otoczenia, także zawodowego, przy innych okazjach. Do źle ustawionej skali wartości dopisać należy jeszcze zbrodnicze czyny, których dawniej nie doświadczaliśmy na taką skalę jak obecnie.
Powiedział kiedyś na radiowej antenie ks. prof. Józef Tischner: To nie nasze wartości, które olśniewają decydują o pięknie życia. (…) Nasze zadumania powinny prowadzić do tego, abyśmy potrafili dostrzec głęboki sens tego, co niepozorne, zwyczajne i szare, aby odkrywać w tym małe piękno, które czyni życie ludzkie sensownym”.
Cały świat jest obrazem ludzkich sumień
I co z tego, skoro zło, które nas otacza ma tendencję progresywną. Nie mam pewności, czy cywilizacja powróci do korzeni tkwiących w humanizacji. Czesław Niemem wyśpiewał w 1967 roku w swoim słynnym protest songu „Dziwny jest ten świat” taką oto konstatację: Lecz ludzi dobrej woli jest więcej i święcie wierzę w to, że ten świat nie zginie nigdy dzięki nim…
Chciałoby się rzec po raz kolejny: i co z tego? Co z tego, że wielu z nas ma nadzieję na zmianę człowieczych postaw i zorientowanie ich w stronę afirmacji wartości najwyższych. Poniższe zdania zasłyszałem u innych, przeto nie jestem w stanie podać ich autorów.
A to oni właśnie podkreślają, że:
po pierwsze – żyjemy w źle zagospodarowanej przestrzeni i z tego powodu nasze możliwości emocjonalne i intelektualne są ograniczone;
po drugie – żyjemy w czasach, w których na krótkim oddechu opowiada się o wydarzeniach z wtorku na środę.
Ograniczenie kontaktów emocjonalnych w rodzinie
Jest ono widoczne. Widoczne w sposób transparentny. Nocami w blokowiskach dzieje się zgorszenie. Wulgaryzmy, brzęk szkła,
z którego ubywa wino marki „wino”. Młodzi przejmują władanie nad nocą, po której pozostanie niesmak u lokatorów i graffiti
w rodzaju: „Wódka, dyskoteki, dziwki oraz szkoła – polska młodzież dzisiaj szczęśliwa, wesoła” (napis autentyczny – przyp. HG).
Dlatego wielu psychologów stwierdza zgodnie, że poprzez redukcję relacji emocjonalnych i brak bliższych kontaktów, społeczeństwa będą bardziej zdegenerowane i uszkodzone. A przecież…
Życie jest reżyserią Pana Boga
Problem w tym jednak tkwi, że trzeba wygenerować w sobie - korzystając z wolnej woli, - tę prostą, a zarazem niezwykłą umiejętność, by wpisać siebie w role wyznaczone przez Wielkiego Reżysera.
Drogi Czytelniku ! Refleksja niżej podpisanego autora o człowieku ma na celu swoistą konfrontację osobowości utrwalonej
w literaturze sakralnej, psychologicznej, socjologicznej, także w wypowiedziach Tych, którzy swoją mądrością i trafnością oceny kreślą portret człowieka szlachetnego, który także nie jest wolny od różnorakich skłonności i inklinacji. Wiele opinii, sądów, uwag, charakterystyk i przesłań znajduję w Radiu, które towarzyszy mi od lat wielu. W Środę Popielcową w radiojedynkowym porannym cyklu „Słowo po Słowie” ks. Marek Dziewiecki, doktor psychologii, powiedział między innymi: Potrzebna jest nam recepta na naprawę. Jezus w dzisiejszej Ewangelii (10.02 – przyp.. HG) taką receptę daje. To potrójna miłość, mianowicie – modlitwa, post i jałmużna. Modlitwa to przejaw miłości do Boga, to rozmawianie z Bogiem o tym, co jest dla mnie najważniejsze, co pomaga mi mądrze i radośnie żyć. Po drugie post. Post nie jako zbędne umartwienie, ale post od tego, co mnie krzywdzi, czasami wręcz dręczy. Po trzecie – jałmużna. To przejaw miłości do bliźniego. Ale nie chodzi tylko o to, abym jakieś pieniądze komuś dał, ale żebym dał siebie. Bliscy potrzebują mnie, mojej obecności, mojej czułości, mojej miłości. Potrójna miłość do Boga, do samego siebie, do bliźniego to najlepszy sposób na uregulowanie mojego człowieczeństwa, na ponowne dotarcie do takiego sposobu życia, który daje radość.
Sposób życia, który daje radość…
Jak go odnaleźć, jak dokonać (czytaj: dokonywać) ustawicznej adaptacji słów Chrystusa i wielkich ludzi Kościoła - Jana Pawła II, papieży Benedykta i Franciszka, także ich poprzedników - do tej codzienności, w które i wrogość i zazdrość i brak rozumu znajdują prawo obywatelstwa ? Potrójna miłość ? Tak, to jest naczelny kanon. Wypada, a wręcz należy, rozumem ogarniać go każdego dnia,
w każdej chwili i o każdej porze. Tak, aby nasze codzienne ludzkie zmartwychwstania stawały się procesem permanentnym.
Człowiek papierowy czy rzeczywisty ?
Niżej podpisany wciąż oddaje się - w pracy zawodowej, dziennikarskiej działalności non profit – służbie osobom bezrobotnym oraz wielorakiej refleksji o człowieku. W teorii – mądrej, humanistycznej, naukowej, teologicznej, filozoficznej i opartej na racjonalnej wizji – jest on (człowiek) postrzegany niemal jako ideał – bez wad i ułomności, bez deficytu miłości i szacunku. W powyższych reminiscencjach cytowani wielcy humaniści powiadają i piszą o homo sapiens w sposób koncyliacyjny. Jak by tego było mało, w tysiącach opracowań odnajdujemy idealny model istoty ludzkiej, która często jest przyrównywana – jak to na przykład czyni Jose Saramago do anioła. Pisze przeto portugalski pisarz, laureat Literackiego Nobla z 1998 roku , że ludzie to anioły bez skrzydeł, i to jest właśnie takie piękne, urodzić się bez skrzydeł i wyhodować je sobie (…).
Człowiek Anioł, człowiek kontynuator Bożego humanizmu. Człowiek kochający i nienawidzący. Człowiek podążający prostą drogą do celu i człowiek błądzący. Jak to jest z tym człowiekiem naprawdę. I duszę anioła w sobie ma i ma też złe intencje. Rozumie Chrystusowe przesłanie i zarazem rani swoje otoczenie. Ten, który w poetyckich strofach funkcjonuje jako ideał budujący szlachetne interakcje i ten, który krzywdzi, sieje nienawiść, zabija godność, podmiotowość i physis.
Odnoszę wrażenie, że niekiedy zawodzi komunikacja społeczna, a ta w postaci wulgaryzmów na murach blokowisk i werbalizowana na ulicy zamiast radości z istnienia innych ludzi niesie w sobie agresję spotęgowaną deficytem miłości.
Osoba ludzka obdarzona jest wyjątkowym statusem moralnym. Karol Wojtyła w swoich rozważaniach przedstawionych w licznych pracach, że wymienię „Miłość i odpowiedzialność”, „Osobę i Czyn”, „Człowiek i moralność” akcentuje, że każdy czyn wyraża
i aktualizuje wyjątkowe w stosunku do innych istot strukturalne właściwości osoby ludzkiej: jej samo-posiadanie, które z kolei jest warunkiem samo-panowania. Papież Wojtyła definiuje normę personalistyczną, która określa osobę ludzką jako wartość samą w sobie i – jak możemy przeczytać w Portalu centrumjp2.pl - wartość tak cenną, że nie wolno jej nigdy używać jako środka do celu, gdyż jest ona celem samym w sobie. Ta wyjątkowa wartość obliguje do odpowiedniego traktowania każdej ludzkiej osoby. Jedynym adekwatnym do niej odniesieniem jest postawa afirmacji i miłości.
Różnorodność indywidualnych hierarchii wartości
Uważam, że część jednostek, albo nie dojrzała do określonego stanu świadomości, albo też nie rozumie, że natura i Stwórca przypisali im szereg ról. To ubodzy w duchu, którzy preferują hedonizm, czytaj – permanentne picie alkoholu, burdy, jałowe życie, marnotrawienie czasu i włóczenie się po zaułkach miasta. Tym osobom nikt - ani rodzice, ani szkoła, ani lokalne środowisko społeczne - nie wskazał drogi prowadzącej w stronę dobra. Możnaby sądzić, że tumiwisizm to cecha człowieka przełomu XX i XXI wieku. Józef Kozielecki w swojej pracy „Człowiek wielowymiarowy” słusznie zauważa, że szczególnie ważne w życiu człowieka są dobra znajdujące się na czele hierarchii i tworzące zbiór wartości naczelnych. Kozielecki stwierdza dalej: Wartości te nie tyle decydują o poszczególnych krokach człowieka, ile wyznaczają indywidualną drogę życiową. Są głównymi regulatorami postępowania. Jeżeli na czele hierarchii znajduje się „wygodne życie”, to człowiek będzie dążył do zapewnienia sobie komfortu, wysokiej konsumpcji i bogactwa. Wszystkie jego zabiegi będą skierowane ku celowi typu „mieć”.
Kozielecki stwierdza sobie wiadomą stylistyką to, co zauważają nie tylko ludzie nauki, ale także ci, którzy – na przykład w Polsce – niewłaściwie zrozumieli sens, cel i przesłanie transformacji ustrojowej i gospodarczej. Wątpliwe, a znajdujące w wielu kręgach biznesowych, konstatacje w rodzaju: „pierwszy milion trzeba ukraść” albo „rozwijajmy się kosztem pracowników bez dbałości o materialne warunki pracy i jej bezpieczeństwo” powodują u zdrowo myślących ludzi zawrót głowy tak silny jak silne są: głupota, beztroska, nietolerancja i nihilizm.
A ja, w swojej nieświadomości sądziłem, że…
Że kiedyś było inaczej, że pomijając poniekąd ostre konflikty lokalne i międzynarodowe, człowiek indywidualnie i w grupowej postawie zawsze stawiał na koncyliacyjną postawę. A tu tymczasem Kozielecki odsłania przed nami różnorakie hierarchie.
Pierwszą z nich jest „hierarchia dionizyjska”, na czele której sytuują się takie dobra jak: wygodne życie, komfort i konsumpcja. Człowiek, który adaptuje do swojego myślenia i postępowania tę optykę dąży do życia pełnego radości i satysfakcji. Jednym słowem taki delikwent stoi na stanowisku, że trzeba ze świata czerpać jak najwięcej i korzystać z dobrodziejstwa cywilizacji industrialnej, że trzeba zanużyć się w konsumpcyjnej obfitości.
Jakie wnioski należy wyprowadzić z dionizyjskiej struktury wartości. Ot takie, które są nam znane, hic et nunc. Że też iście dionizyjska hierarchia niejako naukowo próbuje objaśnić to, co rodzaj ludzki dotknięty kroplami humanizmu wie od stuleci.
Drugi poziom to tzw. „hierarchia heraklesowa”. W jej rozumieniu istota ludzka inaczej rozumie swoją drogę samorealizacji. Dąży przede wszystkim do dominacji i panowania nad innymi. Autor „Człowieka wielowymiarowego” konkretyzuje: hierarchia heraklesowa kieruje jednostkę w stronę wygody i komfortu, przy czym naczelnym kanonem jest tu kontrola nad otoczeniem, nad grupami i zbiorowościami społecznymi. Ważne są przede wszystkim środki przymusu i zachęty, wzmocnienia pozytywne i negatywne pozwalające narzucać innym własną wolę.
Pewnego blasku nadaje postawie człowieka „hierarchia prometejska”. Człowiek utożsamiając się z nią wpisuje siebie do wspólnoty. Nie dystansuje od siebie celów osobistych i grupowych. Często podejmuje działania altruistyczne i prospołeczne, często niesie pomoc zagrożonym – pisze Józef Kozielecki. I dodaje: Jego życie jest buntem przeciwko złu i okrucieństwu. Zasady moralne sterują jego poczynaniami. Chociaż można by podać wiele przekonywujących przykładów działań uruchamianych przez prometejską hierarchię wartości - nie jest to hierarchia zbyt powszechna.
Hierarchia apollińska to czwarta struktura wartości, którą wymieniony autor definiuje jako tę, która we współczesnym świecie nabiera coraz większego znaczenia. Ludzie aprobujący ją za najwyższą wartość uznają twórczość, a w konsekwencji – poznawanie świata jako otoczenia, wpisując w to otoczenie rozwój nauki i sztuki. Te dyscypliny miały w przeszłości walor elitarny. Sztuką i nauką – jak zauważa Kozielecki – zajmowali się „wybrańcy bogów”.
Współczesność - wiek XX i XXI - daje szanse rozwoju twórczości, innowacji i wynalazczości. Te poziomy wzajemnie się przenikają
i uzupełniają. Możliwości w tym zakresie nie zawsze są racjonalnie wykorzystane, niekiedy wręcz marnotrawione. Optymiści prognozują, że „postawa twórcza i innowacyjny styl życia będą dominować i człowiek odkryje sens swojego istnienia w twórczości, w konstruowaniu nowych form materialnych i symbolicznych, a wartości apollińskie zwiększą szanse przetrwania kultury”.
Osobiście uważam, że literatura, plastyka, kultura rozumiana jako mądre i rozważne graffiti itp. są tego najlepszym przykładem, ba mają swoje cywilizacyjne przesłanie . Odwołam się w tym miejscu do dwóch spostrzeżeń. Otóż na murach okalających jarosławską Kolegiatę Bożego Ciała odnajduję z pozoru lifestylową konstatację: „Po słowach dotyk smakuje wytworniej”, a na murze przy ulicy Głowackiego od roku spotykam maksymę: „Młode pokolenie, stare zasady”. Do obu sentencji odniosę się w końcowej części tego tekstu.
Istnieje jeszcze hierarchia sokratejska, zgodnie z którą człowiek stara się głębiej zrozumieć siebie, poznać swoje możliwości, własny intelekt i charakter. Celem egzystencji jest samorozwój, samorealizacja, autokreacja, autoterapia i samodoskonalenie. Homo sapiens definiuje w stosunku do siebie pytania w rodzaju:
- kim jestem ?,
- kim pragnę być ?
Józef Kozielecki pisze: „Ta rozbieżność między „ja realnym” a „ja idealnym” pobudza jednostkę do podejmowania aktów autokreacyjnych. Stara się ukształtować osobowość według własnego projektu, co jest zadaniem trudnym i ryzykownym”.
Pytania wyżej przedstawione mogą sobie stawiać ludzie myślący, słowem tacy, którzy mądrze planują swoje życie zawodowe, społeczne i rodzinne. Nigdy, przenigdy, na taką swoistą wizualizację nie będzie stać niektórych bywalców jarosławskiego Staromieścia, którzy za cel swojego istnienia stawiają sobie to, że - jak wcześniej wspominam - piją wino marki „wino”, a ich interakcje sprowadzają się do pytań rzucanych w stronę przechodniów w rodzaju: stary, daj na wino”, „kierownik, możesz dorzucić złotówkę do…”
Mój świat, ten w skali makro i ten w skali mikro, jest dziwny jakiś i enigmatyczny. Zabija we mnie radość, która kiedyś bardziej niż teraz wypełnia moje perspektywiczne myślenie. To dobrze, że jako socjolog, pedagog i żurnalista poruszam się pośród ludzi o umysłach tak skonstruowanych, że nie ma mowy o wypaleniu zawodowym i intelektualnym. Ale tym, dla których rozum w drodze transformacji uległ i ulega deprecjacji, bardzo współczuję.
Uważam, że człowiek jest z natury predestynowany do dobra, ba, on dobro manifestuje w praktyce. Ale intencje tego procesu mogą być albo uczciwe, albo pozorne. Bo cóż odpowiedzieć na zachowanie nowobogackich, którzy wyrośli z kultury robotniczej lub pokrewnej i aspiruję do kategorii decydentów o prawach pracowników prawa te nierzadko ograniczając, o godziwej lub nie (przyp. HG) zapłacie de facto nie zawsze honorowanej zgodnie z prawem, o prawie do korzystania z pomocy instytucji przedstawicielskich, także tych ulokowanych w lokalnych środowiskach pracy. Jakże często w ich modelu życia obecne są Norwidowe słowa:
Jak się nie nudzić na scenie tak małej,
Tak niemistrzowsko zrobionej,
Gdzie wszystkie wszystkich ideały grały,
A teatr życiem płacony –
Doprawdy nie wiem, jak tu chwilę dobić,
Nudy mię biorą najszczersze;
Co by tu na to, proszę Pani, zrobić,
Czy pisać prozę, czy wiersze? –
Czy nic nie pisać... tylko w słońca blasku
Siąść czytać romans ciekawy:
Co pisał Potop na ziarneczkach piasku,
Pewno dla ludzkiej zabawy (!) –
Lub jeszcze lepiej – znam dzielniejszy sposób
Przeciw tej nudzie przeklętej:
Zapomnieć l u d z i, a bywać u o s ó b,
- Krawat mieć ślicznie zapięty!... *
Zapomnieć ludzi….?
W rozważaniach traktujących o holistycznym podejściu do podmiotu osobowego nie sposób nie zauważyć wyjątkowej roli Kościoła katolickiego, który niejako misję samego Stwórcy porządkuje, systematyzuje i ukazuje w całej rozciągłości. Istnieje wiele dokumentów stanowiących o prawie człowieka do życia, do pracy i do wszechstronnego rozwoju.
Dylematem współczesności, na Zachodzie i na Wschodzie, na Wschodzie w szczególności, jest podstawowe prawo do pracy. To jeden z wiodących problemów, który w krajach byłego bloku wschodniego, także w Polsce, pojawił się jako chroniczny deficyt zatrudnienia dla poważnej części obywateli.. Transformacja ma w sobie zdolność generowania nowych miejsc pracy, ale proces ten trwa powoli i rodzi wielorakie konsekwencje. Do nich należy zaliczyć syndrom dziedziczenia biedy oraz syndrom wyuczonej bezradności. Oba zjawiska manifestują się w pewnych kręgach społecznych i powodują także inne, daleko idące i bolesne, konsekwencje.
Holistyczne pojmowanie roli człowieka we współczesności to także jego aktywność zawodowa i aktywizacja instytucjonalna. Praca ma wiele aspektów, przede wszystkim zaś ten, który decyduje o poziomie i jakości życia.
Jan Paweł II, Papież, problem integracji człowieka, jego powołania do pracy, samej pracy i humanizacji zawodowej umieścił w swojej epokowej Encyklice „Laborem Exercens”. W dojrzałym obrazie analitycznym o pracy ludzkiej Papież podkreśla, że „ogólna sytuacja człowieka w świecie współczesnym, rozpoznawana i analizowana w różnych aspektach geograficznych, kulturalnych i cywilizacyjnych, domaga się tego, aby odsłaniać nowe znaczenia pracy ludzkiej — a także, aby formułować nowe zadania, jakie w tej dziedzinie stoją przez każdym człowiekiem, przed rodziną, przed poszczególnymi narodami i całą ludzkością, wreszcie również przed samym Kościołem”.
Papież zapisuje w Encyklice odniesienie do Księgi Rodzaju, do Magisterium Kościoła, do jego najistotniejszych dokumentów. Przede wszystkim racjonalizuje sens istnienia człowieka jako podmiotu pracy. Tego człowieka, z którym należy wiązać „cnotę sprawiedliwości” **, konieczność „moralnej powinności łączenia pracowitości jako cnoty ze społecznym ładem pracy, który pozwoli człowiekowi w pracy bardziej stawać się człowiekiem, a nie degradować się przez pracę tracąc nie tylko siły fizyczne ( co do pewnego stopnia jest nieuniknione), ale nade wszystko właściwą sobie godność i podmiotowość”.
Trzy kręgi wartości pracy
W niniejszych rozważaniach o człowieku aspekt pracy w świetle papieskiej encykliki odnosi się do samego człowieka, jego rodziny i narodu. Ta integralność tak rozumiana to rezultat imponującej myśli Papieża Polaka, który jawi się jako socjolog, teolog i wielki humanista, który konstatuje, że „praca jest poniekąd warunkiem zakładania rodziny, rodzina bowiem domaga się środków utrzymania, które w drodze zwyczajnej nabywa człowiek przez pracę. Praca i pracowitość warunkują także cały proces wychowania w rodzinie właśnie z tej racji, że każdy „staje się człowiekiem” między innymi przez pracę, a owo stawanie się człowiekiem oznacza właśnie istotny cel całego procesu wychowania”.
Resume
Cóż można rzec definiując Człowieka w jego interakcjach z samym sobą, z innymi ludźmi, z procesami przemian, z przekształceniami gospodarczymi, kulturowymi i etycznymi ? Przede wszystkim to, że ma on (człowiek) prawo życia i bycia, do pozytywnego myślenia
o sobie, do oczekiwania, aby inni widzieli go w takiej samej perspektywie humanizacyjnej i humanistycznej, w której i filozofia
i socjologia i teologia i etyka kreślą jego portret jako zdolność do działań twórczych, innowacyjnych, niezwykłych i koncyliacyjnych.
HENRYK GRYMUZA
*Cyprian Kamil Norwid” „MARIONETKI”
**Jan Paweł II „Laborem Exercens”