Coś we mnie pękło. Odchodzi lato, a wraz nim jedyne w swoim rodzaju doświadczenie. Na dwa miesiące - z okładem - Rynek Starego Miasta
w Jarosławiu przywołał klimaty muzyczne i śpiewacze, taneczne i kulinarne, plastyczne i sportowe, także estetyczne. Emocje udzieliły się także Erato, Euterpe, Polihymni i Terpsychorze. W tej chwili, w atmosferze refleksji o tym co było, ukłony serdeczne wypada skierować pod adresem Pana Burmistrza
i Rady Miasta. Jarosławianie otrzymali to, na co czekali albowiem nie polityka, ale kultura integruje najpełniej i najmocniej. Piękno i sztuka wyznaczają szeroką przestrzeń samorealizacji.
Piszący te słowa nie jest entuzjastą imprez masowych z piwem w tle. Jednak w tym roku emocje pozytywne zmajoryzowały wszystko i wszystkich. Dlatego moi znajomi – z Jarosławia i ze Lwowa, z Nowego Jorku i Pragi czeskiej wciąż – w mailach i komunikatach telefonicznych – nie ukrywają zachwytu nad sposobem generowania takiego imponującego stylu uczestnictwa w kulturze.
Jarosław to pewien stan umysłu. W tej konstatacji zawiera się atencja dla jego dziejowej przyszłości i tożsamość z tym, co manifestuje się obecnie. Gdzie ?
W sercach dumnych jarosławian, u których zaobserwować można wzrost kontaktów emocjonalnych. To w samym centrum miasta spotykam dawno niewidzianych przyjaciół z ławy szkolnej i z „Jarlanu” – ze środowisk, które w istotny sposób wpisały się w moje życie. Z całą pewnością nie jestem jedynym facetem, który doświadcza renesansu tego, co utrwaliło się w duszy. „Dawnych wspomnień czar” i obraz doświadczeń hic et nunc. To musi być – i de facto jest – piękne i serdeczne, radosne i niepowtarzalne. Tekst i foto: HENRYK GRYMUZA