Takie kobiety są słodkie, zmysłowe, boskie i zjawiskowe. Marylin Monroe ( Norma Jeane Mortenson) zjawiła się 1 czerwca 1926 roku W Mieście Aniołów. Los Angeles, o czym dobrze wiemy, jest miejscem magicznym.
Gdyby Marylin żyła dzisiaj, to – zapewne w gronie przyjaciół i wielbicieli (do tych ostatnich zalicza się także niżej podpisany) fetowałaby 90 rocznicę urodzin. Tak, dziewięćdziesiątka byłaby obchodzona w atmosferze radości tak wielkiej jak wielka jest planeta Venus.
Tym razem nie będzie przypominania biografii artystki. Ta znana jest tym, którzy poza urodą cenią jej, niekiedy niezrozumiałą, osobowość, talent aktorski i pieśniarski. Dzisiaj na Atenie Telewizji Polskiej mówiono o niej, że: to ona przekonała świat, że mężczyźni wolą blondynki; nie miała szczęśliwego dzieciństwa ale była ambitna, utalentowana i piękna, a w latach 50. stała się najjaśniejszą gwiazdą Hollywood; ciągle szukała miłości.
Niech to na dzisiaj wystarczy…
Tekst: HENRYK GRYMUZA