Felieton
Imo pectore…
W powietrzu czuć wiosnę. Już o piątej rano słychać kwilenie ptaków. Z każdym dniem bardziej intensywne. Z każdym dniem radośniejsze.
Z każdym dniem weselsze. Widać , ptaki mają się dobrze w Jarosławiu, u mnie na Pułaskiego także. I niezależnie od tego, czy zima uczyni nam jeszcze jakąś enigmatyczną niespodziankę czy też nie, ośmielam się autorytatywnie stwierdzić: idzie nowe !
A skoro idzie nowe, to tylko czekać jak w cieniu attyki u Orsettich znowu pojawią się Muzy. Piękne choć płochliwe. Skrzydlate i pełne wrażliwości emocjonalnej. Dziwne jakieś. Bez kitary , liry i aulosu. Za to powabne szaty mają przetykane odrobiną erotyki i paroma kroplami ezoteryki. A może to ma sens ? Może tak być musi, skoro od stuleci z wnętrz jarosławskich karawanserajów, świątyń i domów mieszczańskich wyłania się brzmienie liry korbowej, fletni Pana i kornamuzy ?
Wypatrzyłem je kiedyś podczas Nocy Zwiedzania Rynku. Przemieszczały się od Attavantich do Ratusza, a z Ratusza do Orsettich. Zjawiają się głównie latem i dyskretnie wtapiają w tłumy widzów i słuchaczy, turystów i pątników nie wyłączając. Są takie delikatne i chyba oddychają powietrzem Hellady zmieszanym z naszym …jarosławskim .
Kiedy witam się z nimi zawsze miewam przedziwne asocjacje. Może to duchy tych, którzy zjeżdżali na siedemnastowieczne jarmarki, a może jakieś niepojęte dla ludzkiego rozumu transformacje inteligencji ? Ale one są. Takie ciche i pokorne. Pokochały Jarosław i za to je cenię…
Ale wiosna, która już niesie się śpiewem ptaków i wonią ognisk, w tym roku zdobyła sobie w naszym mieście nieco wcześniej pełne prawo obywatelstwa. A skoro tak, to zapewne przyjdzie nam zmienić stylistykę myślenia z ponurej --zimowej na optymistyczną – wiosenną.
Piszący te słowa nie byłby sobą gdyby - przy okazji takich wczesnowiosennych reminiscencji - nie przedstawił pewnej obserwacji. Otóż w minionym roku, na przystanku ZKM usytuowanym nie opodal Starostwa , niemal codziennie spostrzegałem młodego człowieka. W dżinsach w kolorze blue, z plecakiem i czerwona różą w dłoni. Zawsze wypatrywał autobusu. Autobus przyjeżdżał przed siódmą. Wyskakiwała zeń drobna, pełna temperamentu dziewczyna o kasztanowych włosach. Spotykały się szerokie rozkochane oczy tych dwojga, ich usta i dłonie. Różana gałązka z namaszczeniem przekazywana była dziewczynie. A potem… Potem ona i on podążali do centrum miasta, zapewne do szkoły.
Gdzie jesteście teraz młodzi zakochani ? Julio, czy Romeo nadal obdarza Cię najpiękniejszym kwiatem, w którym ogniskują się najbardziej wrażliwe emocje i uczucia ? A może zapytać mam Muz, które czuwają nad tym, aby Jarosław emanował dobrem , radością, miłością i serdecznością ? Wszak nasza codzienność nie jest wolna od dehumanizacji.
Nie byłbym Grymuzą, gdybym nie przytoczył zasłyszanej przed laty i dobrze przeze mnie zapomnianej konstatacji: z nadejściem wiosny Polacy obserwują przypływ sympatii. Takiej postawy życzę Wszystkim, a przede wszystkim Tym, którzy są wiernymi użytkownikami naszego portalu.
Imo pectore…
Henryk Grymuza