Z gitarą żyje się lepiej. Nie zastąpi co prawda ani dziewczyny ani żony, za to dostarczy wrażeń, które płyną gdzieś
z obłoków. Zawsze powiadam w gronie przyjaciół iż dziękuję Bogu, że urodziłem się w czasach, gdy świat przyoblekał się
w mocne brzmienie The Beatles, The Rolling Stones, The Who, Jefferson Airplane, Deep Purple, The Doors, Manfred Mann, Pink Floyd, The Animals, Creedence Clearwater Revival i wielu innych wspaniałych formacji muzycznych.
1 maja na rynku we Wrocławiu kilka tysięcy gitarzystów pobiło rekord Guinessa we wspólnej gitarowej interpretacji „Hey Joe” Jimmy’ego Hendrixa.
Niechaj Bóg obdarza zdrowiem wspaniałego muzyka i wybitnego organizatora Leszka Cichońskiego. To on od wielu lat organizuje wspólne gitarowe granie w stolicy Dolnego Śląska. Jest w tym projekcie wiele zalet. Po pierwsze - impreza integruje ludzi z całego kraju, po drugie – jest wyrazem hołdu dla urodzonego w Seattle muzyka, kompozytora i wokalisty. Jimi (patrz zdjęcie poniżej) zmarł 44 lata temu w Londynie. Pozostawił po sobie wdzięczną pamięć fanów oraz wyborne evergreeny w rodzaju: „Gypsy Eyes”, „Purple Haze”, „Foxy Lady” czy „Hey Joe”. To właśnie „Hey Joe” rozlega się rokrocznie we Wrocławiu i brzmi przez cały rok w naszych sercach aż do kolejnej reanimacji przeboju.
Smutny i brutalny jest tekst tego utworu, ale w swojej warstwie muzycznej i wokalnej interpretacji Hendrixa powala, po prostu,
na ziemię. W czasach, gdy Jimi był i tworzył, gdy w sposób kosmiczny niemal interpretował przy użyciu gitary hymn Stanów Zjednoczonych, my uczniowie podstawówki na skleconych z drewna lipowego gitarach (przystawki z cewkami umieszczone były w plastykowych pudełkach po akronie) usiłowaliśmy go nieudolnie naśladować. Kupiłem onegdaj w Jarosławiu brelok drewniany z jego podobizną. Mam go do dzisiaj, podobnie jak wydanie magazynu „The Rolling Stone” z podobizną tego czarodzieja gry na wiośle Fendera i Gibsona.
Ma dziesiątki tysięcy fanów w Polsce. We Wrocławiu od lat grają jego muzykę. Był wielki i takim pozostanie. Był Bach, Chopin i Vivaldi, Był Jimi Hendrix. Obok niego wirtuozerią gry na gitarze wykazywał się między innymi Jimmy Page z formacji Led Zeppelin. Ten ostatni zapewne nie roztaje się ze swoim przemożnym instrumentem.
Co zatem wydarzyło się we Wrocławiu 1 maja AD 2014 pobito rekord Guinessa. Na tamtejszym rynku do wspólnego wykonania „Hey Joe” przystąpiło 7344 gitarzystów. Gitarowy Rekord Guinessa to zaszczyt nie tylko dla wrocławian. Oni , wrocławianie i co najmniej dwie generacje Polaków, dobrze wiedzą, że z gitarą żyje się lepiej. Gitara daje możliwość autokreacji i poczucie jedynego w swoim rodzaju piękna.
Tekst, foto i reprod. foto: HENRYK GRYMUZA