W minioną niedzielę, 18 stycznia, Kościół katolicki obchodził Światowy Dzień Migranta i Uchodźcy. To nie tylko kolejna kartka kalendarza. To przede wszystkim pogłębiona świadomość pamięci o tych, których wojny, konflikty zbrojne i etniczne zmuszają do szukania nowych przystani i nowych nadziei. Świat współczesny nie może sobie poradzić z tym dramatem wielu narodów, a ONZ wydaje się mało skuteczna.
Uchodźcy , choć nie wszyscy , znajdują życzliwość w wielu krajach. Jednak ich standard życia nie będzie adekwatny do ich oczekiwań, a tożsamość narodowa nie uwolni się od ran. Tych psychicznych oraz tych, które czynią deficyt w duszach. Ośrodek Informacji ONZ w Warszawie podaje, że na świecie co 35 osoba jest emigrantem, żyje i pracuje poza krajem swojego pochodzenia. Są w tej grupie także nasi rodacy. Niech towarzyszy nam szczera nadzieja, że przyjdzie czas, kiedy pracę znajdą w Ojczyźnie i jej służyć będą. Że będą wzmacniać moralnie, duchowo i materialnie swoje rodziny i środowiska społeczne. Jak podały niedawno radiowe serwisy katolickie jedną z konsekwencji emigracji jest asymilacja kulturowa. Dr Małgorzata Dziekońska, socjolog, uważa jednak, że jednym z efektów tego globalnego zjawiska jest celebrowanie obserwowanych za granicą uroczystości i świąt. Ma to jednak swoje granice. Polska emigracja zarobkowa, ta z XIX i początku XX wieku nie oparła się inkulturacji. Za Oceanem np. doroczna Parada Pułaskiego i sięganie do korzeni narodowych w życiu Polonii zdaje się tę postawę potwierdzać. Pozostaje tylko pytanie: czy na zawsze ?
A co w świecie. Niemal codziennie swoje domy opuszcza 30 tysięcy ludzi. Fakty mówią, że w Syrii co minutę jedna rodzina opuszcza swój dom. Kościół nie przechodzi obojętnie wobec tych faktów. Dał temu dowód w swoich homiliach i wypowiedziach papież Franciszek.
Ufajmy, że pokłady dobra w ludziach i instytucjach są nadal głębokie. Chciałoby się głosem donośnym zawołać: „cywilizacjo , opamiętaj się !”
HENRYK GRYMUZA