Quaevis terra Patria… *
Ziemia Jarosławska to do siebie ma, że w jej uroku splatają się akordy przeszłości sprzed wieków i współczesne obrazy piękna udrapowanego aktywnością Jej mieszkańców. To im zawdzięczamy budowanie głębszej tożsamości z tym co nas jednoczy. Powiat Jarosławski to przyroda, zapach pól, sanktuaria maryjne i krzyże przydrożne, które komunikują przechodniom, pątnikom i turystom, że Jezus prowadzi ich do fascynacji ludźmi, kulturą ludową i tą prostą religijnością, która oplata Jodłówkę i Pruchnik, Rokietnicę
i Jarosław, Surochów , Zapałów i inne miejsca przez które historia przetoczyła się tak, jakby to było niedawno…
Aniołom trzeba dziękować na zapas, za to, że towarzysząc tradycji folkowej i pobożności, pokorze wiejskiego ludu i radości powodowanej przyrodą tak piękną jak urocza jest cała nasza ziemska egzemplifikacja Natury, wzmacniają naszą tożsamość
z miejscem zamieszkania.
Jarosław forever
W strukturze piękna Powiatu Jarosławskiego wyróżnia się miasto szczególne – Jarosław. Hic et nunc późnymi wieczorami i nocą panuje pozorna cisza. Taka cisza, która jest mądrością i ma wiele znaczeń. Na jej powierzchni znajdujemy odbicie minionych stuleci. To ona pozwala wydobyć z przeszłości kroki halabardnika, który pobrzękując drzewcem wyposażonym w siekierę, szpikulec i hak strzegł bram miasta. Mijam go czasem przed północą, gdy bledną akordy muzyki dawnej i motetów wydobywających się z miejsc, w których Międzynarodowy Festiwal Muzyki Dawnej „Pieśń Naszych Korzeni” wskrzesza lata świetności miasta Sobieskich, Zamoyskich, Kostków i Ostrogskich.
Muzyka sama jest dla jednych estetyczną formułą niewidzialności, dla innych – także dla piszącego te słowa – egzemplifikacją epoki,
w której mieszczanie oraz kupcy z Azji Mniejszej przekrzykując się oferują sukna, kilimy i inne towary.
Orsetti…
Spotkałem kiedyś Wilhelma Orsettiego. Znienacka stanął przede mną. W kontuszu, z podkręconym wąsem, pachnący włoskimi kosmetykami. Opowiadał, że Dobry Los pozwala mu od czasu do czasu przenosić się w te rejony Jarosławia, gdzie czas zatrzymuje się w miejscu. Pan ustawicznie peregrynuje z aparatem fotograficznym – oznajmił mi latem ubiegłego roku. I dodał : rejestruje pan po wielokroć razy Ratusz, mój dom mieszczański, gdzie Hutter wydobywał z drewna świątobliwe postaci, kamienicę Attavantich
i Gruszewiczów. – To dobrze - odparł na koniec: fotografia jest poszukiwaniem piękniejszej strony życia, a nasze życie było i jest tu. Szkoda, że w ciągu dnia euforia mija albowiem nasze miejsca zajmują faceci, którzy ponad wszystko przedkładają wino marki „wino”.
Zaprowadził mnie imć pan Wilhelm w miejsce, które na co dzień jest niedostępne i niewidoczne. Tam spod przyprószonej historią warstwy kurzu wydobył kamienny antałek z miodem pitnym. Wystarczyło spróbować dwa łyki, aby doświadczyć odlotu tak wielkiego jak potężnie biją dzwony w Kolegiacie i u Pani Bolesnej.
Wilhelm dobrze wie, że w Konkatedrze, u Braci Mniejszych Franciszkanów, w Kolegiacie , u Attavantich, u Orsettich, bywa, że
i u Gruszewiczów, w ruch idą liry korbowe, kornamuzy i harfy. A cóż powiedzieć o fletni Pana. Dzięki tej muzyce następuje metafizyczne porozumienie dusz…
Z wieży ratuszowej miasto moje ogarniam…
Dzieje się tak kilka razy w roku. Jak na dłoni spostrzegam średniowieczny układ dróg wiodących od Ratusza w cztery strony świata. Stare Miasto. Inne, ale wciąż to samo. Z widokiem na Kolegiatę i wieżyce od Panien Benedyktynek, na Konkatedrę grecko-katolicką
z Ukrzyżowanym, na karawanseraje, włoskie domy mieszczańskie, na arkady i attykę u Orsettich.
Dotknięcie wielkości…
Każdy ma swoją „małą Ojczyznę”. W niej obecne jest dotknięcie wielkości minionych wieków i teraźniejszości. W tej Ojczyźnie najważniejszy jest człowiek ze swoją pamięcią, refleksyjnością, z poczuciem przynależności do wspólnoty, której część od dziesięcio i stulecia spoczywa na znanych i nieznanych nekropoliach.
Kiedy przychodzi nam definiować piękno Ziemi Jarosławskiej to w sukurs przychodzi pamięć. To ona chce coś utrwalić, coś zachować, ale może ona nas też zamykać w przeszłości i w nostalgii, może niekiedy więzić w tęsknocie i bólu, ale może także otwierać na przyszłość.
W moim Jarosławiu wszechobecne jest dotknięcie wielkości. Wielkości, która zaklęta jest w dostojnych murach świątynnych, obwarowaniach i basztach, w których i Jan III Sobieski, i Marysieńka, i Piotr Skarga i Franciszek II Rakoczy ślady swoich stóp pozostawili…
Okruchy Baroku i Renesansu. Wielkie izby. Korytarze podziemne. Cmentarze. Kiedy pozwalamy historii na swój sposób werbalizować wspomnienia to odczuwamy niesamowity poryw emocji. Bo Jarosław to nie jest piękno powierzchowne. W nim materialne relikty posiadają wyjątkową moc wypełniania największych zakamarków świadomości….
HENRYK GRYMUZA
*Każda ziemia ojczyzną