W oczekiwaniu na maj - maj maturalny, maj emocjonalny i maj pełen radości - pragnę podzielić się z Czytelnikami syntetycznymi reminiscencjami traktującymi o zapisanych na listkach ściennego diariusza świętach nietypowych przypadających w kwietniu…
A tych świąt i niezwykle ciekawych okoliczności było wiele. Okolicznością niewątpliwie budzącą spore zainteresowanie był Record Store Day przypadający na 18 kwietnia. Ten dzień to uczczenie naszej sympatii do płyty analogowej. Ta przestrzeń dźwięku, ten charakterystyczny zgrzyt. To jest to ! To jest renesansu swoistego romantyzmu. Dlatego nie dziwi fakt, że wielu melomanów, także piszący te słowa, przechowuje stare longplaye” i „czwórki” z miłości wielkiej to tego jedynego w swoim rodzaju zapisu, który odczytywany być może jedynie przez głowicę tradycyjnego gramofonu.
Na jednym z portali można przeczytać: Istniejący od 2008 roku Record Store Day to prawdziwe święto muzyczne, które z imprezy mającej początkowo wspierać niezależne sklepy muzyczne w USA przerodziło się
w globalny festiwal winyli, w który angażują się praktycznie wszyscy –od miłośników czarnych krążków i właścicieli stoisk z używanymi LP, po wielkich artystów i najpotężniejsze firmy fonograficzne na świecie. Specjalnie na tę okazję wypuszczane są limitowane kolekcje analogów, wznawia się płyty dawno nie publikowane w tym formacie, odbywają się premiery wydawnictw sygnowanych przez najświetniejszych muzyków. W tym roku jedną z największych atrakcji Record Store Day będzie reedycja pierwszego singla Elvisa Presleya wydanego w 1953 roku w Memphis („My Happiness” i „That’s When Your Heartache Begins”). Prawa do tego nagrania na początku marca br. kupił na aukcji za 300 tys. dolarów Jack White, słynny amerykański rockmen, który jest wielkim admiratorem płyt winylowych.
Dobrze, że jest taki dzien. Dzień, który skłania do sięgania na półki z dziesiątkami winylowych krążków. To one przypominają nam stare dobre czasy, w tym także początki big beatu i rock and rolla.
30 kwietnia świętowano Międzynarodowy Dzień Jazzu. Ten preklasyczny i nowoorleański dał początek nurtowi, który ma się dobrze i który wciąż rozwija się imponująco pod każdą szerokością geograficzną. Z jazzem żyje się dobrze, bo daje on takie warunki ekspresji, o jakie trudno w innych dziedzinach kultury muzycznej.
International Jazz Day został proklamowany 5 lat temu na XXXVI sesji Konferencji Generalnej UNESCO. Data tego szczególnego święta kojarzona jest z Miesiącem Jazzu w Stanach Zjednoczonych. A skoro jazz to jawi się przed naszymi oczyma i we wdzięcznych wspomnieniach. Louis Armstrong, Barbara Hendricks, Herbie Hancock, Count Basie, Dave Brubeck, Nat King Cole, Bill Evans, Nina Simone, Gerry Mulligan, Tom Kenedy, WoodyAllen, Jimmy Dorsey, Buddy Rich, Paul Jakson, Carlos Santana (sic !), Andrzej Jastrzębski, Zbigniew Namysłowski, Sławomir Wierzcholski, Krzysztof Ścierański, Janusz Strobel, Krzysztof Komeda, Zygmunt Karolak… Takich postaci się nie zapomina.
Sięgając pamięcią wstecz stwierdzam, że najciekawsze audycje propagujące jazz prowadzili dziennikarze „Głosu Amewryki” – Willis Conover i Róża Nowotarska.
HENRYK GRYMUZA