Spotykamy się nader często. I … mieszkamy blisko siebie. On – człowiek pełen ducha dobroci , i ja – żurnalista, który na swojej drodze spotyka na ogół ludzi o postawie koncyliacyjnej. Jest pośród nich wymieniony na wstępie ksiądz Władysław Prucnal.
Kapłan jest jednym z nas. Ma jednak tę przewagę, że w swojej osobowości integruje wiedzę teologiczną i taką otwartość na drugiego człowieka, której my, ludzie ze swoimi różnorakimi inklinacjami, nie zawsze potrafimy
w sobie wygenerować.
„Podziwiam pana żywotność i temperament” oznajmił mi dzisiaj o 6.30. Ja udawałem się do pracy, ksiądz Władysław do swojego ( i naszego –przyp. HG) Kościoła św. Ducha. W tym szczególnym miejscu, gdzie zatrzymują się młodzi i starsi, uczniowie i emeryci, pensjonariusze pobliskiego Domu Pomocy Społecznej, urzędnicy, studenci i przypadkowi przechodnie, ksiądz Władysław wespół z księdzem Rektorem Henrykiem Rykałą prowadzi ożywioną pracę duszpasterską.
Kościół jest miejscem wyjątkowym. Tam obowiązuje cisza, z której wyłania się atencja dla Boga i Ducha Świętego. Ja jednak cenię sobie deliberacje takie wprost, prowadzone na ulicy, głównie przy Jana Pawła II.
W ich prostocie zawiera się wielkie dobro. Ksiądz Władysław Prucnal chętnie rozmawia z ludźmi. Nikogo nie stygmatyzuje. Szczególnym znakiem jego postawy jest uśmiech. Naturalny, szczery, prawdziwy…
Tekst i foto:
HENRYK GRYMUZA